2012-09-01

補碗匠 naprawiacz misek

W każdym chińskim domu znajdują się miseczki do ryżu. Niby jest to podstawą oprzyrządowania kuchennego, ale dawnymi czasy w domach znajdował się komplet, no może dwa, a jeszcze częściej resztki wielu kompletów, które akurat wystarczały członkom rodziny. W razie wielkich uroczystości typu wesele czy pogrzeb, miseczki pożyczało się od sąsiadów, bo po pierwsze były drogie, a po drugie gdzie to to trzymać na co dzień, nawet jeśli się wyda na nie wszystkie oszczędności? Bo przecież głównym materiałem była porcelana, którą tak łatwo stłuc. Dawnymi czasy żałowano każdej rozbitej miseczki, a dzieci, które dopuściły się takiej nieuwagi były surowo karane. Jeśli zaś miseczka się zbiła w trakcie obchodów noworocznych, na rodzinę padał blady strach, bowiem był to jeden z najgorszych omenów...
W takich to czasach wędrowali od wioski do wioski naprawiacze misek. Wyuczeni rzemiosła w Jiangxi (to w końcu tam, w Jingdezhen, produkowana jest od wieków porcelana, więc mieli się gdzie uczyć rzemiosła), z potrzebnym oprzyrządowaniem na plecach chodzili od domu do domu, szukając zbitych misek, których kawałki były skrzętnie zbierane i przechowywane dla naprawiacza.
Naprawiacz rozkładał przyrządy, siadał na taborecie i zaczynał pracę. Po pierwsze, trzeba było dopasować kawałki i sprawdzić, czy będzie się dało złożyć miskę do kupy. Nie mogło zabraknąć żadnej cząsteczki. Przykładał więc naprawiacz specjalnymi szczypcami kawałki do siebie, starając się je złożyć w pierwotny kształt, a składane w ten sposób porcelanowe puzzle przytrzymywał między kolanami. Ułożywszy odpowiednio kawałki, brał w lewą dłoń drewniany uchwyt, na którego końcu znajdował się diamencik. Porcelana jest bowiem tak twarda, że niczym poza diamentem nie dało się wywiercić w niej dziurek, które były potrzebne do "sklejenia" miski. W prawej dłoni naprawiacza znajdowało się coś w rodzaju łuku, którym wprowadzał swoje prymitywne wiertło w ruch, w sposób podobny do rozniecania ognia dawnymi czasy. Ilość wierconych oczek zależała oczywiście od wielkości pęknięcia; oczywiście trzeba było robić dziurki symetrycznie po dwóch stronach, żeby się później przyprawiona część miseczki dobrze trzymała. W tak przygotowane dziurki wsadzał naprawiacz coś w rodzaju dzisiejszej zszywki do papieru - kawałek żelaza bądź miedzi z haczykami przy końcach. Miedź była lepsza od żelaza, bo nie rdzewiała, dlatego też była od żelaza droższa.
Naprawiona miseczka nadawała się oczywiście do użytku, ale zdaniem specjalistów traciła wartość i piękno. W dodatku w trakcie jedzenia zostawał w ustach metaliczny posmak, a i powierzchnia nie mogła być tak gładka jak w nówce. Chińczycy śmieją się, że po reperacji nie była to już miska porcelanowa, tylko "żelazna miska ryżu" (co po chińsku znaczy "stała praca").
Starzy kunmińczycy wspominają, że za ich szczenięcych lat pojawiał się w Kunmingu naprawiacz-cudotwórca. Oprócz metalu, miedzi itp. miał w zanadrzu schowane kawałki porcelany, takie ni przypiął, ni przyłatał, zbierane, gdy miski już się nie dało uratować. Po co? Otóż, jeśli spotkał na swej drodze miskę, której jeden kawałek został połknięty przez kury, albo, bo ja wiem, rozsypał się w drobny mak, on wyciągał te resztki i próbował dopasować do miski. Tu coś odtłukł, tu trochę przyszlifował, stwierdzał, że kolory tak mniej więcej pasują - i ratował miskę, która wydawała się już być na straconej pozycji. Jego pracy uwielbiały się przyglądać dzieciaki; zresztą i starsi lubili patrzeć, jak jego sękate ręce manewrowały porcelanowym drobiazgiem, by przywrócić miseczce życie. Niejeden raz ktoś z zachwytem mówił, że jest mistrzem; niejedno też dziecko marzyło o tym, żeby uczyć się od niego fachu. On jednak zawsze powtarzał, że jego czasy już minęły, że jeszcze chwila i zużyta bądź zniszczona zastawa stołowa będzie lądować na śmietniku, a nie w jego rękach. Przyjdą czasy - mówił - kiedy poziom Waszego życia będzie za wysoki, żeby się przejmować skorupami. Nie trzeba więc uczyć młodych tego fachu - gdy znikniemy, nikt nie będzie pamiętał, że istnieliśmy ani po co.
W centrum Kunmingu, na popularnym deptaku między Dwiema Wieżami postawiona została ta rzeźba:
Przystają przy niej dziadkowie i babcie, by tłumaczyć wnukom, kim byli naprawiacze misek i żeby choć na chwilę przywołać baśniowy urok tamtych czasów...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.