2009-04-06

Joanna Wang 王若琳

Skarżyłam się kiedyś, że nie istnieje chiński jazz. Po pierwsze: istnieje. Po drugie właśnie się zakochałam. Przypadkiem. Gdy akurat słuchałam sobie Zheng Juna, pojawiła się reklama piosenki Lost Taipei. Oczywiście musiałam posłuchać, ze względu na tytuł. No i... No i właśnie.

Aśka jest z Tajpej, ale wychowała się w Stanach. Pewnie dlatego ma akcent chińskiego trochę podobny do mojego ;) Ale jej tatuś, w przeciwieństwie do mojego, jest producentem muzycznym, dlatego dwudziestoletnia dziewczyneczka ma na koncie 4 krążki...
Czasami jazzopopuje po chińsku:
Radość, że Cię mam
Labirynt

終於聽到中文爵士 ;) 喜歡她囉...

5 komentarzy:

  1. Gdyby istniało urządzenie działające analogicznie do licznika Geigera, tyle że zamiast detekcji radioaktywnych cząstek sygnalizujące piskiem zakochanie właściciela, to zabrane razem z Tobą do Chin zachowałoby się podobnie jak wspomniany licznik Geigera po wniesieniu do elektrowni w Czarnobylu :P.

    OdpowiedzUsuń
  2. bo ja mam serce jak tramwaj. I to w dodatku tramwaj zwany pozadaniem ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. I do tego tramwaj dostosowany do chińskiego rozstawu torów ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. w Kunmingu nie, ale w takim Hongkongu na przyklad to jak najbardziej :)

    OdpowiedzUsuń

Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.